Koronawirus uratował jej karierę. Gdyby nie pandemia, Małgorzata Maślak-Glugla już by nie rzucała
Oszczep zostawiła dla studiów, bo nie szło. Ale wybuchła pandemia, wróciła do domu i przyszła do trenera, bo nie miała nic lepszego do roboty. Dziś Małgorzata Maślak-Glugla, czyli niespodziewana mistrzyni Polski, szykuje się do debiutu w MŚ. – Koronawirus uratował mi karierę – śmieje się odkrycie kadry PZLA. Na co dzień nie ma nawet dostępu do stadionu.
Jeżeli coś takiego mówi o tobie wicemistrzyni olimpijska, autorka trzeciego najdłuższego rzutu w dziejach i idolka, dla której konkursów zarywałaś nockę na obozie, to musi coś znaczyć. Ale jeszcze więcej znaczy, że parę tygodni później Małgorzata Maślak-Glugla potwierdziła słowa Andrejczyk w zawodach o tytuł mistrzyni Polski. To dzięki tamtemu występowi poleci na pierwsze mistrzostwa świata.
Nowe nazwisko na scenie rzutu oszczepem. Maślak-Glugla pokonała Andrejczyk
Miotaczka ma 24 lata. To sporo jak na fakt, że dopiero teraz szersze grono kibiców w ogóle poznało jej nazwisko.
Zawodniczka prowadzona od 4 klasy podstawówki przez trenera Józefa Grabarczyka w Bydgoszczy wykorzystała swoją szansę. Najpierw posłała 600-gramowy sprzęt na 61,14 metra i już wtedy zwariowała z radości. Później – na zamknięcie zawodów – poprawiła się jeszcze na 61,42 m. To dało jej nie tylko pewny tytuł w kraju, ale również solidne, 27. miejsce na tegorocznych listach światowych. Oczywiście, na środowisku przyzwyczajonym do sukcesów Polaków to raczej nie robi dużego wrażenia. Tylko że Maślak-Glugla tak wysoko nigdy nie była. A jeszcze w ubiegłym roku jej życiówka wynosiła 57,39 m. Takie metry w poważnym oszczepie nie dawały jeszcze nic. Aktualny rekord dał wiele – przekonanie, że warto było do teraz zostać w sporcie, a także potężny zastrzyk punktów do rankingu World Athletics, który wywindował ją na miejsce "biorące" na Tokio.
Lepszych oszczepniczek w całej historii mieliśmy tylko pięć.
Oszczep jest oczywiście konkurencją, w której warunki wietrzne, wilgotność powietrza, temperatura itp. mają duże znaczenie. Jednak jeśli zaznaczyć, że w czwartek w finale Diamentowej Ligi 61,42 m dawało piąte miejsce, to rezultat zawodniczki ULKS Tychowo nabiera innego kontekstu.
Koronawirus uratował jej karierę. Oszczep już rzuciła, dla studiów. I wróciła
Maślak-Glugla znajdzie się w składzie reprezentacji na Tokio. Na obóz klimatyczny do Zao wyleci 5 września. To będzie dla niej z pewnością duże przeżycie, bo mając już w CV 12 pełnych sezonów na stadionie, dotąd nigdy nie reprezentowała kraju w seniorskiej imprezie mistrzowskiej.
Maślak-Glugla więcej zawahań już nie miała. Na pytanie, dlaczego jako 24-latka nadal miała siłę walczyć pomimo braku światowych wyników, waha się. W końcu odpowiada:
Anemia zatrzymała wejście w sportową dorosłość. Nagroda przyszła rok później
Teraz cele będzie trzeba przestawić na wyższe. W seniorskiej reprezentacji, do której w końcu dołącza. Ale debiut w MŚ nie oznacza bynajmniej, że w kadrze wcześniej nie było jej wcale. Była, lecz dotąd wyłącznie na zawodach w kategoriach wiekowych: Europejskim Festiwalu Młodzieży Olimpijskiej, ME i MŚ U18, dwukrotnie na ME U23.
Dwa lata temu, gdy te ostatnie zmagania odbywały się w Espoo, Maślak-Glugla miała w finale czwarty rezultat. Od medalu dzieliło ją zaledwie 19 centymetrów.
Niedosyt.
W tamtej wypowiedzi Maślak-Glugla stwierdziła również, że liczy, iż tamte mistrzostwa będą napędem i wstępem do seniorskiego sportu.
W 2024 zatrzymała ją anemia. W 2025 ten napęd poczuła już znakomicie. W nagrodę za upór.
Stadion w Tychowie? Nie ma. Rzucają na trawnik, przez siatkę. Celuje w drzewa
Napęd i długodystansowe myślenie o konkurencji rzutowej to akurat racjonalne podejście.
Małgorzacie nie trzeba szczególnie przypominać o tym, że po drodze na szczyt są przeszkody.
Na Tokio jeden cel: być wyżej niż na liście zgłoszeniowej
Oczekiwanie, że Maślak-Glugla w Tokio zdobędzie medal, byłyby nierozsądne. Nadzieja, że zdobędzie miejsce punktowane (1-8) i zapewni sobie stypendium ministerialne, czyli niemałe stałe środki na rozwój i utrzymanie – już uzasadniona. To byłoby perfekcyjne wejście w dorosły sport, a to przecież chciała zrobić tego lata wychowanka trenera Grabarczyka.
Liderką sezonu jest Victoria Hudson – 67,76 m. +67 m rzuciła też Adriana Vilagos, na poziomie +64 m było w tym roku osiem miotaczek.
Walka o finał w Tokio dla Maślak-Glugli sama w sobie będzie finałem. Ale niezależnie od tego, jak potoczą się te eliminacje i ten debiut w MŚ, oszczepniczka dała już do zrozumienia, że jest długodystansowcem. Wielu 24-latków, którzy nadal czekają na poważniejsze osiągnięcie w sporcie, już dawno z tego sportu rezygnowało. Ona nie. Za to w polskich realiach też powinni przyznawać jakieś nagrody. Tym bardziej takim, którzy jednocześnie studiują na politechnikach.
Michał Chmielewski
TVP Sport z 1 września 2025
Ze mną dzisiaj rozmawiać? Nie wiem czy jest o czym. Gosię weźcie. Świetna jest, bardzo jej kibicuję– to dokładnie w czerwcu w Warszawie usłyszeliśmy od Marii Andrejczyk.
Jeżeli coś takiego mówi o tobie wicemistrzyni olimpijska, autorka trzeciego najdłuższego rzutu w dziejach i idolka, dla której konkursów zarywałaś nockę na obozie, to musi coś znaczyć. Ale jeszcze więcej znaczy, że parę tygodni później Małgorzata Maślak-Glugla potwierdziła słowa Andrejczyk w zawodach o tytuł mistrzyni Polski. To dzięki tamtemu występowi poleci na pierwsze mistrzostwa świata.
Nowe nazwisko na scenie rzutu oszczepem. Maślak-Glugla pokonała Andrejczyk
Miotaczka ma 24 lata. To sporo jak na fakt, że dopiero teraz szersze grono kibiców w ogóle poznało jej nazwisko.
Jestem jeszcze w miarę młoda– podkreśliła jednak tuż po największym dotąd sukcesie w karierze.
Zawodniczka prowadzona od 4 klasy podstawówki przez trenera Józefa Grabarczyka w Bydgoszczy wykorzystała swoją szansę. Najpierw posłała 600-gramowy sprzęt na 61,14 metra i już wtedy zwariowała z radości. Później – na zamknięcie zawodów – poprawiła się jeszcze na 61,42 m. To dało jej nie tylko pewny tytuł w kraju, ale również solidne, 27. miejsce na tegorocznych listach światowych. Oczywiście, na środowisku przyzwyczajonym do sukcesów Polaków to raczej nie robi dużego wrażenia. Tylko że Maślak-Glugla tak wysoko nigdy nie była. A jeszcze w ubiegłym roku jej życiówka wynosiła 57,39 m. Takie metry w poważnym oszczepie nie dawały jeszcze nic. Aktualny rekord dał wiele – przekonanie, że warto było do teraz zostać w sporcie, a także potężny zastrzyk punktów do rankingu World Athletics, który wywindował ją na miejsce "biorące" na Tokio.
Lepszych oszczepniczek w całej historii mieliśmy tylko pięć.
Jestem zszokowana. Nie dość, że pierwszy raz w karierze pękło u mnie 60 metrów, to jeszcze dołożyłam do tego od razu metr. Wniebowzięcie, chce mi się skakać z radości. Ciężko na to zapracowałam – i w tym sezonie, i w poprzednim, który mi nie wyszedł. Kręciłam się blisko, rzucałam te 58 m, ale o MŚ myślałam, że to długa perspektywa. A jednak bliska– komentowała swój sukces nowa mistrzyni kraju.
Oszczep jest oczywiście konkurencją, w której warunki wietrzne, wilgotność powietrza, temperatura itp. mają duże znaczenie. Jednak jeśli zaznaczyć, że w czwartek w finale Diamentowej Ligi 61,42 m dawało piąte miejsce, to rezultat zawodniczki ULKS Tychowo nabiera innego kontekstu.
Staram się nie porównywać do innych. To mnie ciągle gubi. Już przekonałam się, że jeśli mam dobrze rzucić, to muszę stać na rozbiegu wyłącznie z myślą o tym, jak mam rzucić. A nie ile– mówi teraz w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Koronawirus uratował jej karierę. Oszczep już rzuciła, dla studiów. I wróciła
Maślak-Glugla znajdzie się w składzie reprezentacji na Tokio. Na obóz klimatyczny do Zao wyleci 5 września. To będzie dla niej z pewnością duże przeżycie, bo mając już w CV 12 pełnych sezonów na stadionie, dotąd nigdy nie reprezentowała kraju w seniorskiej imprezie mistrzowskiej.
Co więcej, gdyby nie koronawirus, mnie w sporcie już by pewnie dziś nie było – przyznaje. – Po zakończonej kategorii juniora uznałam, że moja życiówka jest po prostu za słaba. Rzuciłam oszczep, postawiłam na studia, wyjechałam z domu i od trenera. Los chciał, że chwilę później wybuchła pandemia i wszystkich odesłali na zajęcia on-line. Wróciłam do Tychowa i co miałam do roboty? Wróciłam do treningów. Efekt był szokujący, bo życiówkę poprawiłam o osiem metrów. I wtedy uwierzyłam, że to jednak ma sens – opowiada.
Maślak-Glugla więcej zawahań już nie miała. Na pytanie, dlaczego jako 24-latka nadal miała siłę walczyć pomimo braku światowych wyników, waha się. W końcu odpowiada:
Bo mnie chyba napędzał niedosyt. Taki stały, ciągły niedosyt. I mam potrzebę jego realizacji. Ten rzut na 60 m, dostępny jednak dla nielicznych, był pierwszym chyba momentem, gdy poczułam: okej, to było dobre.
Anemia zatrzymała wejście w sportową dorosłość. Nagroda przyszła rok później
Teraz cele będzie trzeba przestawić na wyższe. W seniorskiej reprezentacji, do której w końcu dołącza. Ale debiut w MŚ nie oznacza bynajmniej, że w kadrze wcześniej nie było jej wcale. Była, lecz dotąd wyłącznie na zawodach w kategoriach wiekowych: Europejskim Festiwalu Młodzieży Olimpijskiej, ME i MŚ U18, dwukrotnie na ME U23.
Dwa lata temu, gdy te ostatnie zmagania odbywały się w Espoo, Maślak-Glugla miała w finale czwarty rezultat. Od medalu dzieliło ją zaledwie 19 centymetrów.
Niedosyt.
To nie to, o czym śniłam przez ostatni rok. Czuję gorycz porażki, ale mimo to jestem szczęśliwa. Udało mi się dotrzeć do finału, zaprezentować przyzwoitą formę, ale przede wszystkim wygrać ze swoją głową– stwierdziła po zawodach pożegnalnych z kategorią młodzieżowca.
W tamtej wypowiedzi Maślak-Glugla stwierdziła również, że liczy, iż tamte mistrzostwa będą napędem i wstępem do seniorskiego sportu.
W 2024 zatrzymała ją anemia. W 2025 ten napęd poczuła już znakomicie. W nagrodę za upór.
Stadion w Tychowie? Nie ma. Rzucają na trawnik, przez siatkę. Celuje w drzewa
Napęd i długodystansowe myślenie o konkurencji rzutowej to akurat racjonalne podejście.
Nie mam na celu deprecjonowania żadnej konkurencji, jednak ścieżka rozwoju w rzutach według mnie jest najdłuższa. Tu zmienia się waga sprzętu, tu zawodnik musi przerzucić tony w siłowni, aby nabrać mocy. A tę moc jednocześnie musi nauczyć się wykorzystywać w 0.15 sekundy. Mamy 600 mięśni, 200 kości, a wszystko trwa półtora mrugnięcia okiem. Tego nie da się pojąć i wytrenować w rok– podkreślał Leszek Walczak, szef bloku rzutów w PZLA. Mówił to akurat o młocie, jednak sam jest specjalistą od oszczepu. Charakterystyka, jaką nakreślił, jest dla młota, oszczepu, dysku i kuli raczej wspólna.
Małgorzacie nie trzeba szczególnie przypominać o tym, że po drodze na szczyt są przeszkody.
U mnie, na mojej rzutni, tą przeszkodą jest wysoka siatka – śmieje się. – Na co dzień trenuję, rozpędzając się po boisku tartanowym. Na kawałek zwykłego trawnika. Celuję w drzewa. W Tychowie, gdzie jestem na stałe, mamy boisko, choć ono jest przede wszystkim piłkarskie. Żużlowa bieżnia, a taka tu jest, nie pozwala na normalny trening. Radzimy sobie tak, jak możemy. Nie narzekamy. Za to siłownię mam taką, jak należy.
Na Tokio jeden cel: być wyżej niż na liście zgłoszeniowej
Oczekiwanie, że Maślak-Glugla w Tokio zdobędzie medal, byłyby nierozsądne. Nadzieja, że zdobędzie miejsce punktowane (1-8) i zapewni sobie stypendium ministerialne, czyli niemałe stałe środki na rozwój i utrzymanie – już uzasadniona. To byłoby perfekcyjne wejście w dorosły sport, a to przecież chciała zrobić tego lata wychowanka trenera Grabarczyka.
W Tokio chcę tylko jednego: być wyżej niż miejsce, które wynika z list– mówi ostrożnie.
Liderką sezonu jest Victoria Hudson – 67,76 m. +67 m rzuciła też Adriana Vilagos, na poziomie +64 m było w tym roku osiem miotaczek.
Walka o finał w Tokio dla Maślak-Glugli sama w sobie będzie finałem. Ale niezależnie od tego, jak potoczą się te eliminacje i ten debiut w MŚ, oszczepniczka dała już do zrozumienia, że jest długodystansowcem. Wielu 24-latków, którzy nadal czekają na poważniejsze osiągnięcie w sporcie, już dawno z tego sportu rezygnowało. Ona nie. Za to w polskich realiach też powinni przyznawać jakieś nagrody. Tym bardziej takim, którzy jednocześnie studiują na politechnikach.
Michał Chmielewski
TVP Sport z 1 września 2025



